Strony

piątek, 30 maja 2014

Jeż z ciastoliny

Pozostał nadmiar ciastoliny. Sięgnęłam po zapasy jeszcze z jesieni. Suchy liść, czapeczki od żołędzi, kamyki i połamane wykałaczki. Miały być gałązki z podwórka, ale zapomniałam po co wożę je w wózku i wyrzuciłam...


Zaczęłyśmy od nosa z żołędzia i oczu z kamyków...


Potem zabrałyśmy za nogi jeża. Zaskoczyła mnie koncepcja Zanzi. Myślałam, że będą na płask. Dorosłam już jednak trochę jako mama i nie ingerowałam. Tak, są takie mamy dla których to wyczyn. Nie ingerować, nie narzucać swojej wizji...


A potem już szał wbijania igieł. I jedna w środek pyszczka, a co! nie będziemy mu żałować, niech ma!


Jeż gotowy, rusza właśnie na spacer po jabłka, a my razem z nim.

A Kru?


Dzielnie pokonuję trasę Zanzi. Starsza ćwiczy na niej równowagę i chodzenie noga za nogą, taka nasza rehabilitacja. A młodsza z własnej woli pokonuje go na czworaka. W tę i z powrotem. Obie zadowolone i obie coraz sprawniejsze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz